niedziela, 6 marca 2011

Uczyć czegoś, czego się nie umie. Polska

Mrożek by tego nie wymyślił. W naszym pięknym kraju państwowe uprawnienia do prowadzenia szkoleń można zdobyć w zasadzie nie umiejąc robić tego, czego będzie się nauczać.

Aby zostać instruktorem nauki jazdy kat. A, wystarczy mieć prawo jazdy adekwatnej kategorii od trzech lat, odbyć kurs, i zdać examin państwowy: bardzo trudny teoretyczny, i niezwykle prosty praktyczny, polegający na wykonaniu czterech manewrów na placu. Nie sprawdza się, czy kandydat radzi sobie w ruchu miejskim, czy jest w stanie ogarnąć nie tylko siebie ale i kursanta, czy umie jechać na biegu wyższym niż drugi...! Egzamin na instruktora jest łatwiejszy niż na samo prawo jazdy!

W rezultacie motocyklistów szkolą ludzie nie umiejący robić tego czego uczą. Znana mi osoba opowiada mi dialog z oczekującym na examin państwowy kandydatem na instruktora (facet koło 50-tki):
- Czym jeździsz?
- Ja? Nie jeżdżę motocyklem.
- No to jak chcesz tego uczyć?!?
- Przecież będę jeździł samochodem za kursantem!
- Ale prawo jazdy masz?
- Tak, zrobiłem 30 lat temu. Ale od tej pory nie jeździłem.

Egzamin na examintora polega na tym że kandydat na examinatora examinuje prawdziwego kandydata na kierowcę, a examinator ocenia, jak kandydat to robi. Dlaczego tak nie wygląda examin na instruktora? Że kandydat pokazuje jak szkoli (żywego kursanta, bądź pozoranta) a ktoś to ocenia? Jak zdobywałam uprawnienia nauczyciela szkolnego to właśnie tak to wyglądało!

W Szczecinie jest tylko jeden ośrodek szkolenia kierowców - Adam Cieślak Nauka Jazdy, w której prawdziwi motocykliści uczą motocyklistów - ta w której ja się uczyłam (do końca tamtego roku były dwie ale teraz jest już tylko jedna). Ludność cywilna natomiast nie zdaje sobie sprawy z tego stanu rzeczy i zakładając, że wszystkie szkoły są mniej więcej takie same, wybierają je z randomu, kierując się godzinami wykładów, lokalizacją szkoły albo ceną. Zresztą są takie szkoły gdzie cenę zaniża się w ten sposób że przez 16 z 20 godzin jazdy nie wyjeżdża się z placu niezależnie od postępów - żeby oszczędzić na paliwie! Potem kursant oczywiście musi wziąć dodatkowe godziny przed examinem i wydaje tyleż kasy co gdzie indziej a marnuje tylko czas.

Zresztą funkcjonuję w realiach gospodarki towarowo-pieniężnej i jako cywilny konsument i jako osoba odpowiedzialna za finanse w sporej firmie i widzę że cena nominalna nie jest tak istotna jak stosunek ceny do jakości. Więc co z tego że zaoszczędzisz 50 czy nawet 200 zł a nie wyniesiesz z tańszego kursu nawet 1/4 tej wiedzy i umiejętności co z kursu u Adama AC Academy?
Tym bardziej że szkolenie motocyklisty to nie to samo co zakup lodówki, bo na motocyklu od twoich umiejętności zależy twoje życie???

W Polsce na drogach co roku ginie kilkuset motocyklistów, nie tylko z braku wyobraźni, ale często z braku umiejętności i wiedzy. Bo jeśli ich instruktorzy mieli tylko teoretyczną wiedzę "jak przygotować do examinu", zamiast praktycznej "jak przygotować do prawdziwego życia"? Statystyki mówią że motocyklista wyjeżdżając na drogę ryzykuje 18 razy bardziej niż kierowca samochodu. Więc i nad wyborem szkoły powinien zastanowić się 18 razy bardziej.

9 komentarzy:

  1. Hey Pacia.

    Mysle, ze pomocna moglaby byc wyszukiwarka roznych szkol. Mozna by posortowac po cenie, opiniach uzytkownikow, itd. Problem w tym, ze nikt tego jeszcze nie napisal i byc moze nie ma w tym tyle pieniedzy. Na polskim rynku raczkuja takie rzeczy jak ceneo.pl i skapiec.pl, przy czym tam porownywane sa rzeczy, ktore mozna upuscic na noge. Szkoly nie mozna upuscic na noge :)

    Wlasnie wskazalas na luke rynkowa, pytanie wlasnie tylko czy komercyjny model zapewnilby wystarczajaca ilosc gotowki, aby taka strona sie utrzymala. Jezeli zrobic by to na caly kraj (wszukiwarke szkol z rankingami, itd) i te szkoly placiliby za jakas forme promocji powiedzmy to mialoby to szanse. Przy czym zobacz, ze juz Ci ktorzy by wiecej placili musieliby byc wyzej w rankingach - a to nie o to chodzi. Moze lepszym modelem bylby model oparty o linki sponsorowane, wtedy dana szkola nie moglaby placac wiecej znalezc sie wyzej w rankingach.

    Mateusz

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawno, dawno temu, jak robiłem prawo jazdy, to ośrodek egzaminowania prowadził publicznie dostępny ranking zdawalności egzaminu (per szkoła). I to było OK (jest tak nadal, czy coś się zmieniło?). Większości ludzi zależy na zdaniu egzaminu. Wiara w to, że kurs 40h nauczy jazdy samochodem, to naiwność. Może przygotować do egzaminu, zapewnić podstawy i wariant minimum, nic więcej.

    Każdy płatny ranking i poleganie na opiniach będzie mocno podatne na manipulację, niestety.

    Co do ryzyka - rowerzyści i kierowcy samochodów też ryzykują. Życiem własnym i innych użytkowników dróg.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pytanie jest proste. I gdy na nie odpowiemy - dopiero wtedy możemy podjąć dyskusję. Czego uczą szkoły nauki jazdy? Jazdy czy zdania egzaminu państwowego? Ja prawdopodobnie umiem jeździć i przejechałem już ziemię wokół kilkanaście chyba razy przez te kilkadziesiąt lat. Ale śmiem wątpić czy bym zdał choćby pierwszą część egzaminu teoretycznego, testowego - w którym roi się od nielogiczności i bzdur w pytaniach. Natomiast moi znajomi, którzy nie potrafią jeździć nawet rowerem w ruchu miejskim - egzamin ten zdali za pierwszym podejściem... Pytanie - dlaczego? koteg

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej Chłopaki!

    1. Takie strony rankingowe istnieją. Nie będę podawać adresu tej szczecińskiej by nie robić łapówkarzom reklamy. Jest tam ranking wg ocen absolwentów, ocenia się kilku aspektów w skali od 1 do 6 a w rankingu pojawia się średnia. Tylko że najwyżej oceniane szkoły mają średnią powyżej 7! Jak to jest matematycznie możliwe??? to proste: wykupili tam reklamę.
    Poza tym "pozycjonowanie w rankingach" poprzez opinie fejkowych użytkowników to już norma w takich portalach różnych branż.

    Zdawalność jest zestawiana i publikowana przez ośrodek examinacji.

    2. Sama zdawalność nie świadczy o tym że człowiek jest dobrze przygotowany żeby być kierowcą w prawdziwym życiu. Szczególnie w przypadku motocykla, kiedy jest ustalona trasa którą można wyuczyć się na pamięć, na której nie przekraczasz 50km/h, i gdzie najostrzej oblewają na placu. Szkoły którym zależy na zdawalności, a nie na przygotowaniu kierowcy do prawdziwego życia po examinie - piłują zatem manewry i trasę examinacyjną. Mój Mistrz Adam zaś uczył mnie wszystkiego. Jeździliśmy po centrum, po rondach, za miastem z większą prędkością, uczyłam się zakrętów etc. Nic przydatnego na examin. Ale Adam, doświadczony motocyklista, wie jak bardzo będą mi te umiejętności potrzebne. Ktoś kto sam nie jeździ, ani nie pomyśli że trzeba tego uczyć, ani nie będzie umiał nauczyć, bo sam nie umie. Kto śrubuje w dół cenę, nie poświęci na to benzyny, której za miastem i w centrum zużywa się więcej. Kto śrubuje zdawalność, nie poświęci cennych godzin na naukę czegoś co nie jest potrzebne do examinu. Dla mnie sprawdzianem szkoły jazdy nie jest zdawalność ale przeżywalność po examinie.

    3. Ryzyko - oczywiście dotyczy każdego użytkownika drogi. Jednak motocykliści, rowerzyści i piesi są bardziej narażeni, bo odsłonięci. O tym mówią policyjne statystyki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż, decyduje klient, a jemu zależy właśnie na zdaniu egzaminu, nie na zdobyciu innych umiejętności.

    OdpowiedzUsuń
  6. Amorfisie, to nie do końca tak jest.
    Ludzie sobie nie zdają sprawy jak drastyczne są różnice w poziomie nauczania w różnych szkołach. "Decyduje klient", nie mając świadomości na co się decyduje. Że tu jest w ogóle coś do decydowania. Zresztą szkoła o której piszę oprócz najwyższego poziomu szkolenia, ma również najwyższą zdawalność.

    Oburza mnie system który doprowadza do tej sytuacji, że państwową licencję mają ludzie niekompetentni. Ludzie są skłonni wierzyć w certyfikowany autorytet: "skoro ma uprawnienia instruktora to musi się znać". A stawką jest tu życie ludzkie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdzie nie napisałem, że klient ma świadomość.

    Najwyższa zdawalność jednak napawa optymizmem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rektor jednej z lokalnych uczelni dla wyjaśnienia pewnych sytuacji przytoczył trzy zasady:
    1. Jeśli się na czymś znasz, to to rób.
    2. Jeśli się nie znasz, to nauczaj.
    3. Jeśli i tego nie potrafisz, to nauczaj, jak nauczać.
    Prosił też, żeby na uczelni tego nie powtarzać...
    Niektóre z tych zasad są, jak widać, bardziej uniwersalne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ponieważ nikt starszych (choć bardziej w tym temacie) memów nie czyta, zamieszczę to tutaj. Pacyfka - to o Tobie jest. No, może o nas też, ale tylko troszeczkę :) koteg

    http://www.youtube.com/watch?v=wkP8_uBYAEo&NR=1

    OdpowiedzUsuń