poniedziałek, 5 lipca 2010
Wspomnienia z siłki
Z bardzo nielicznymi wtajemniczonymi w moje usiłowania zdobycia umiejętności i uprawnień do kierowania motocyklem używaliśmy na "kurs" kryptonimu "siłka". Są zresztą pewne podobieństwa, bo i tu i tu się pizga żelazo ;-) Była to dla mnie długa droga przez mękę. Wytwory przemysłu masowego nie są przeznaczone dla hobbitów takich jak ja. Pisałam wtedy do przyjaciela:
Strasznie męczące jest to że tak powoli mi to idzie. To trzeba ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć, aż wejdzie w odruchy, aż nie trzeba będzie myśleć o tym co trzeba robić, tylko samo ciało będzie to robić. Pamiętasz, w "Avatar" jak Neytiri biła po głowie Jake'a kiedy nie wychodziło mu to czego go uczyła.
"The language is a pain, but... I figure it's like field stripping a weapon, repetition, repetition... Don't worry, stronger. Neytiri calls me Skxawng. It means moron."
"I can run farther every day. I have to trust my body to know what to do."
Bardzo fajni są instruktorzy w mojej szkole. Szczególnie Adam, daje mi takie poczucie że mam prawo do błędów. Nie zwiększa we mnie w żaden sposób stresu. To bezcenne.
Wiosna była wyjątkowo zimna. Kiedy przychodziłam o 10tej czy 12tej instruktorzy byli już nieźle zmarznięci po paru godzinach na placu. Przynosiłam im herbatę w termosie. Londyński maj nagle zmienił się w upalny czerwiec. A tam bruk rozpalony, ani kawałka cienia. To przynosiłam w termosie czajówę ajsticzną, znaczy herbatę z lodem. Paweł mówi: "Ty dobra kobieta jesteś". A ja na to: "Skąd, mi po prostu sprawia przyjemność robienie komuś przyjemności. To czysty egoizm, tylko bardziej elegancki".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
no kurde to już wiem po kim herbatę spijałam, hehehehe
OdpowiedzUsuńa.